Zaczął pan jeździć na quadzie przypadkiem, gdy pojechał pan nad Morze Śródziemne popływać na desce windsurfingowej i trafił na bezwietrzną pogodę. To było kilkanaście lat temu. W tym roku wygrał pan morderczy rajd Dakar. W jakim stopniu o tym sukcesie zdecydowało szczęście, a w jakim był on wypadkową talentu i ciężkiej pracy?
Umiejętności techniczne nie przesądziły o tym, że zwyciężyłem w Dakarze. Pokonałem rywali dzięki sile psychicznej, którą zyskuję, czerpiąc dobrą energię od innych, m.in. od podopiecznych krakowskiego stowarzyszenia Siemacha.
Czołówka zawodników startujących w Dakarze ma praktycznie takie same umiejętności. Przygotowanie sprzętu także różni się jedynie detalami. Jednak moi rywale popełniali błędy, których skutkiem były na przykład uszkodzenia sprzętu i późniejsza strata czasu na naprawy. Mnie udało się ich uniknąć dzięki właśnie wewnętrznemu spokojowi.
Uważam, że sukces przychodzi, kiedy kilka ważnych okoliczności układa się w pewną całość. Jedną z takich okoliczności jest wykonywanie zawodu zgodnego ze swoimi umiejętnościami i predyspozycjami. Ważne jest również czerpanie energii od innych ludzi i przekazywanie jej dalej. Osiągnięcie sukcesu poza wiedzą, zdolnościami i talentem wymaga również pozytywnej energii. Bez tej energii szanse na prawdziwy sukces są znikome.
Wielu sportowców staje się przedsiębiorcami dopiero po zakończeniu kariery. Pan poszedł w zupełnie przeciwną stronę. Najpierw rozwój własnego biznesu, a potem osiągnięcia sportowe. Co skłoniło pana do przejścia tej drogi od biznesu do sportu?
Od końca lat osiemdziesiątych do drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych nie widziałem świata poza pracą. Oczywiście jeździłem czasem na nartach i pływałem na desce windsurfingowej, ale był to amatorski sport, za którym nie stało poważniejsze zaangażowanie. Dopiero w pewnym momencie pozycja zawodowa pozwoliła mi na zmianę perspektywy. Dobiegając czterdziestki, uświadomiłem sobie, że mogę jej nie dożyć, bo przedtem mogę umrzeć na zawał lub miażdżycę. Wtedy sport zaczął odgrywać w moim życiu coraz ważniejszą rolę.
Jak doświadczenie w biznesie pomaga panu w odnoszeniu sukcesów sportowych?
W sporcie wykorzystuję własną przedsiębiorczość oraz zdobyte w biznesie umiejętności organizacyjne. Mam też wyniesioną z biznesu świadomość wagi, jaką jest dobry wizerunek. Dlatego chcę swoimi osiągnięciami i postawą pokazać, że quady mogą być narzędziem do osiągania wielkich sukcesów sportowych. To wciąż stanowi dla mnie duże wyzwanie, gdyż każdy wypadek z udziałem quada jest szczególnie mocno nagłaśniany.
Czy w tym sporcie sukces jest kwestią indywidualną, czy zależy od zespołu?
Tylko pozornie sukces w sporcie indywidualnym zależy wyłącznie od zawodnika. Zarówno w sporcie, jak i w biznesie są niezbędni odpowiedni ludzie na właściwym miejscu. Żeby móc się ścigać, potrzebny jest zespół; jego siła jest taka jak najsłabszego członka. Podobnie jest w firmie. Jeśli jakaś część organizacji działa słabiej niż inne, to negatywnie wpływa na sukces pozostałych.
Jestem przekonany, że gdybym nie był przedsiębiorcą, nie odnosiłbym zwycięstw w sporcie. I wcale nie chodzi o zarobione pieniądze, ale o umiejętność organizacji, testowania różnych rozwiązań, wiarygodność oraz umiejętność skupienia wokół siebie odpowiednich ludzi.