Jest wszechstronnym i kreatywnym kompozytorem. Dyryguje orkiestrami i zespołami wykonującymi muzykę klasyczną i współczesną. Jest także skrzypkiem jazzowym i cenionym twórcą muzyki filmowej. Wykonywał muzykę awangardową wraz z Orkiestrą Ósmego Dnia i współpracował z szeregiem artystów rockowych i popowych.
Rozmawia Filip Szumowski.
Skąd czerpie pan pomysły na tworzenie tak różnorodnych form muzycznych?
Sam się zastanawiam, czy nie za bardzo się rozdrabniam. Faktycznie, robię mnóstwo różnych rzeczy skrajnie odległych od siebie stylistycznie i mam o to trochę do siebie pretensji, a dzieje się tak, bo niczym listek lecę tam, gdzie wieje wiatr. Staram się zadowalać klientów mających bardzo różnorodne oczekiwania – chcących organizować koncerty albo używać mojej muzyki do ilustracji swoich obrazów czy filmów. Ale, być może, właśnie dzięki temu, że realizuję tyle różnorodnych projektów, nie popadam w rutynę.
Czym się pan kieruje przy dobieraniu muzyków do zespołu?
Staram się wybierać tych, których znam i wiem, jakie mają możliwości. Mam wtedy zaufanie, że moi muzycy zagrają w odpowiednim stylu nawet podczas improwizacji. Bywają muzycy świetni, renomowani, zdolni i bardzo pracowici, którym jednak brakuje tego czegoś. Można to określić jako wszechstronność, pewne nastawienie lub konkretna osobowość. Bez tego nie ma mowy o skutecznym zgraniu się zespołu. Żeby uniknąć rozczarowania, liderzy zespołów zwykle wybierają muzyków, których znają.
Jednym z najważniejszych komponentów muzyki jazzowej jest improwizacja. Czy widzi pan miejsce na improwizację w muzyce poważnej?
Bywa tak, że całe partie są improwizowane. Często improwizowałem również, grając kompozycje innych twórców. Ilekroć pozwalałem sobie na improwizację podczas koncertu muzyki poważnej, spotykało się to z ogromnym zdziwieniem. Niektórzy dyrygenci, nawet bardzo znani, pytają mnie: „Jak to jest, że ty grasz za każdym razem coś innego?”. Czasem jednak, zwłaszcza w muzyce poważnej czy symfonicznej, wolę kontrolować to, co się dzieje. Odgrywam wtedy wcześniej przygotowane partie. Niektóre napisane przeze mnie utwory muzyki poważnej powstały w wyniku improwizacji. Teraz dzięki komputerom jest taka możliwość – gram dowolną melodię, nagrywam ją, a później przerabiam i udoskonalam. Tak powstały między innymi takie utwory jak Landscape na klarnet z orkiestrą symfoniczną. Jednak z drugiej strony dobrodziejstwa technologii potrafią działać na niekorzyść muzyki. Zauważam powszechną tendencję do powtarzania prostych melodii i rytmów w nieskończoność – nawet w muzyce poważnej czy współczesnej. Ja unikam takich zabiegów, ponieważ myślę, że nie o to chodzi w muzyce.
Grywał pan z wieloma wielkimi artystami, jak: José Cura, José Carreras czy Nigel Kennedy. Jak współpracować z takimi wybitnymi muzykami?
Tacy wielcy artyści bywają bardzo nerwowi i często popadają w osobiste problemy. Z wiekiem i wzrostem popularności mają coraz więcej do udźwignięcia. Do tego dochodzą uciążliwe podróże, trasy koncertowe, ogromna presja i stres, który starają się leczyć różnymi używkami czy lekami – to jeszcze pogarsza sytuację. Czasami bardzo trudno jest znieść trudy intensywnej pracy. Problemy, o których mówię, nasilają się szczególnie, gdy w grę wchodzi współpraca między artystami żyjącymi w stresie.
Przez lata grywałem z naprawdę różnymi ludźmi i wielokrotnie zdarzało mi się uczestniczyć w starciach pomiędzy silnymi, niezależnymi charakterami. Z czasem wyrobiłem w sobie pewien mechanizm, który nie zawodzi mnie do dziś. Polega on na empatii i zrozumieniu indywidualnych potrzeb muzyków, z którymi współpracuję. Pamiętam, że kiedyś przyjechał do Polski José Carreras i przed koncertem wdał się w konflikt z naszym dyrygentem. Sytuacja była na tyle poważna, że odwołano występ. Szybko zauważyłem, że on potrzebuje pomocy. Wyczułem, że mierzył się wtedy z pewnym problemem osobistym. Wiedząc to, umiałem tolerować jego zachowanie i lepiej z nim współpracować. Wybitni artyści są równocześnie zwykłymi ludźmi – też potrzebują się zrelaksować, porozmawiać, pożartować, wyjść do restauracji albo po prostu potrzebują wyciszenia. Najlepiej można im pomóc właśnie dzięki wczuwaniu się w ich sytuację – dzięki temu współpraca układa się znacznie lepiej.