Ostatnie problemy polskiego rynku kapitałowego to doskonała okazja, żeby porozmawiać o trzech „P” w inwestowaniu: przejrzystości, płynności i przewidywalności. Bez nich bowiem nie ma odpowiedzialnego i długofalowego zarządzania majątkiem.
Partnerem materiału jest mBank.

4 września tego roku globalna agencja indeksowa FTSE Russell przekwalifikowała Polskę z Emerging Markets do Developed Markets. Dzięki awansowi Polska znalazła się w grupie 25 najbardziej rozwiniętych światowych gospodarek, takich jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Japonia czy Australia. Jest pierwszym krajem od niemal dekady, który awansował do tego grona i w ogóle pierwszym z Europy Środkowo‑Wschodniej. Jeśli więc rynkami kapitałowymi steruje jakaś wyższa siła, to niewątpliwie doskonale wie, czym jest ironia. Oto bowiem kiedy wreszcie opuściliśmy szeregi rynków rozwijających się i oficjalnie staliśmy się rykiem rozwiniętym, przez branżę przetoczyła się największa od dekady fala umorzeń złych kredytów i wypłat środków. Powodem były głośne problemy w kilku prywatnych TFI, które znacząco podkopały zaufanie do całego sektora.
Uważamy, że splot tych dwóch czynników to dobry moment, żeby zastanowić się, w jaki sposób podchodzić do zarządzania majątkiem własnym lub klientów. Być może zmiana klasyfikacji polskiej giełdy z rynku rozwijającego się na rynek rozwinięty sprawi, że rodzimi inwestorzy zaczną traktować swój majątek tak jak ich bardziej doświadczeni koledzy i koleżanki z Zachodu. W rozwiniętych gospodarkach inwestorzy indywidualni widzieli już wiele – kryzysy, recesje, bańki spekulacyjne, oszustwa finansowe itd. To wszystko wymusiło adaptację portfeli inwestycyjnych do aktualnej sytuacji rynkowej. Jak widać, Darwinowskie zasady selekcji naturalnej mają też zastosowanie poza światem flory i fauny.
Rynkiem kapitałowym rządzą emocje i to one przyczyniają się w dużym stopniu do tego, jak zachowują się papiery wartościowe. Pozytywne emocje wywołują gorączkę zakupów, ograniczają lub wręcz wyłączają analityczne myślenie i powodują, że inwestorzy są skłonni do nadmiernego ryzyka, co szybko może doprowadzić do dużych strat. Z kolei negatywne emocje, jak: zaniepokojenie, wyparcie, strach, desperacja, panika, kapitulacja, przygnębienie czy zwątpienie, mogą doprowadzić do sprzedaży aktywów w najmniej pożądanym momencie i też prowadzić do strat. Z tych powodów inwestorzy powinni na chłodno kalkulować i przede wszystkim trzymać się sztywno pewnych zasad.
Naszym zdaniem, wybór inwestycji na rynkach finansowych można sprowadzić do trzech literek „P”: przejrzystość, płynność i przewidywalność. Są to niezbędne kryteria, żeby myśleć o wzroście wartości inwestycji. W jaki sposób się nimi kierujemy?
Przejrzyste rozwiązania to takie, kiedy mamy dostęp do informacji o sposobie zarządzania naszymi środkami. Zaczynając od najprostszych – wymagamy, żeby nazwa funduszu inwestycyjnego odzwierciedlała to, co naprawdę robi. Sprawdzamy, jak zarządzający mają zbudowane portfele, co w nich się znajduje i jak są one kontrolowane.
Wybór inwestycji na rynkach finansowych można sprowadzić do trzech liter „P”: przejrzystość, płynność i przewidywalność. Są to niezbędne kryteria, żeby myśleć o wzroście wartości inwestycji.
Drugie „P”, czyli płynność, również zalicza się do fundamentalnych kwestii, a uwypukliły ją niedawne problemy finansowe spółki GetBack i jej wierzycieli. Okazało się bowiem, że część – często nieświadomych – inwestorów została zachęcona atrakcyjnymi obietnicami wysokich stóp zwrotu i zainwestowała lwią część swoich oszczędności w jedno rozwiązanie. Rozwiązanie, które na dodatek okazało się niemożliwe do upłynnienia, kiedy zaczęły się kłopoty z wypłacalnością spółki. Również inwestorzy posiadający ekspozycję na polskie małe i średnie spółki, tak przecież lubiane przez krajowych zarządzających, musieli się pogodzić z pokaźnymi stratami i dramatycznie małą płynnością rynku.
Trzecie „P” to przewidywalność. Jedną z najdynamiczniej rosnących części światowego rynku są pasywne fundusze typu ETF (ang. exchange‑traded funds). Ich siła polega na tym, że podążają za jednym z tysięcy dostępnych giełdowych indeksów. Oznacza to, że inwestor doskonale wie, czego się spodziewać w przypadku, gdy określony rynek wzrośnie lub spadnie. Oczywiście niedoświadczonym inwestorom potrzebny jest asset manager, który ułatwi żeglugę po meandrach rynków i sektorach, tak aby w odpowiednim horyzoncie inwestycyjnym zawinąć do wybranego portu. Fundusze tzw. absolutnej stopy zwrotu, bardzo popularne w ostatnich latach w Polsce, były w tej materii zgoła odmienne – nawet znając wynik indeksu WIG, trudno było oszacować choćby kierunek zmiany wyceny certyfikatu inwestycyjnego.
A jeśli inwestor nie rozumie, co się dzieje z jego inwestycją na rynku, że przy pierwszych perypetiach górę bierze strach i w panice po prostu ucieka, przyczyniając się tym samym pośrednio do dużych problemów płynnościowych jego papierów wartościowych.
Dramatyczne zdarzenia, jakimi były problemy GetBack oraz niektórych krajowych TFI, mogą jednak zaowocować długoterminowymi korzyściami dla polskiego rynku kapitałowego. Na razie inwestorzy będą prawdopodobnie nadmiernie ostrożni i wielu „ucieknie” do depozytów bankowych. W perspektywie kilku kwartałów liczymy jednak, że kwestie przejrzystości, płynności i przewidywalności staną się głównymi tematami rozmów z doradcami lub zarządzającymi. Parafrazując słynny skecz Kabaretu Dudek: „Ile się zarobi, to się zarobi. Ja się pytam, jak długo zajmie spieniężenie moich inwestycji, gdy zmieni się sytuacja”. Wszak szlachectwo, w tym przypadku awans do krajów rozwiniętych, obliguje.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Dzisiejsi klienci korzystający z usług bankowości prywatnej nie oczekują nadzwyczajnych zysków »
Stare i nowe pieniądze w bankowości prywatnej
Zarządzanie finansami, Finanse i rachunkowość Weronika Podhorecka PL, Krzysztof BratosDzisiejsi klienci korzystający z usług bankowości prywatnej nie oczekują nadzwyczajnych zysków. Chcą, aby ich majątek – który gromadzili przed dwie, trzy dekady – za kilkanaście lat co najmniej utrzymał tę samą realną wartość co obecnie.
