Stres, nowe wyzwania, zawrotne tempo pracy i życia. Nie wszyscy potrafią to wytrzymać. Twój protegowany, gwiazda w zespole, od jakiegoś czasu zachowuje się dziwnie. Jego irracjonalne działania w kontaktach z kolegami i klientami mogą niewątpliwie zaszkodzić całej firmie. Jak zareagować w takiej sytuacji. Wyrzucić doskonałego pracownika czy mu pomóc? Jeśli pomóc, to jak?
Choć szefowie nie zawsze o tym pamiętają, pracownicy są także ludźmi. Zestresowanymi, często przemęczonymi, wpadającymi z jednego dołka psychicznego w drugi. Czasem trudno zorientować się, czy to jeszcze zwykłe „wypalenie” albo przejściowa chandra, czy już depresja. I choć może się to wydać dziwne, kłopoty tego typu częściej dotykają osób wysoko wykwalifikowanych.Dla nich praca jest często całym życiem. Jeszcze do niedawna problemy psychiczne były postrzegane jako tabu i wyłącznie prywatna sprawa pracowników. Częstotliwość ich występowania powoduje jednak, że firmy coraz częściej muszą radzić sobie z problemem zdrowia psychicznego pracowników.
Opis sytuacji w skrócie
Firma doradcza Good JOB stanęła przed takim właśnie dylematem. Ewa Wójcik, jeden z najlepszych pracowników, zaczęła zdradzać niepokojące objawy. Nie był to już zły dzień, ani nawet zły tydzień. Ewa nie tylko obraziła swojego bezpośredniego przełożonego, ale zaczęła wysyłać maile i faksy, w których pisze o znakach na niebie i ziemi wskazujących na zbliżający się koniec świata. Co gorsza, pisze je całkiem na serio, co wskazywałoby na to, że ma urojenia i że osiągnęła stan paranoi. Na razie maile te wysłała do pracowników firmy. Co stanie się jednak, kiedy zacznie je wysyłać do klientów lub ogólnie „w świat”? Szef firmy, Bogdan Głogowski, stoi przed wyborem. Z jednej strony Ewa jest błyskotliwym, obiecującym pracownikiem, który potrzebuje pomocy. Z drugiej strony przypomina tykającą bombę zegarową, która może w każdej chwili eksplodować i której należałoby się jak najszybciej pozbyć.W gruncie rzeczy jednak Bogdan nie ma wyboru: musi działać. Ale co konkretnie ma zrobić?
Życie staje się coraz bardziej stresujące! Kto z menedżerów nie zgodzi się z tym stwierdzeniem? Bogdan Głogowski rzadko kiedy spał dłużej niż sześć godzin. Nie zawsze wynikało to z wypełnionego po brzegi kalendarza. Czasami nie pozwalała mu zasnąć zbyt duża ilość adrenaliny krążąca w jego krwi. Bogdan był jednak typem, który nie narzekał na swój los. Uznawał, że to po prostu część kosztów, jakie ponosił za piastowanie stanowiska dyrektora zarządzającego Good JOB, firmy doradczej z centralą w Warszawie, mającej oddziały w 12 największych miastach i trzy biura za granicą (w Londynie, Berlinie i Moskwie). W ciągu ostatniego miesiąca Bogdan wizytował je, podróżując z Londynu do Wrocławia, potem do Berlina, Szczecina, Warszawy i Moskwy. Tego wieczoru był z powrotem w Warszawie. Wrócił tak późno, że nie obudził nawet żony. Zmęczony podróżą położył się około północy z nadzieją, że uda mu się szybko usnąć. Wyłączył dzwonek swojej komórki, zostawiając tylko wibrację. Kiedy już prawie zasypiał, usłyszał warkot aparatu podskakującego na biurku.
– Kto to może być, do wszystkich diabłów? – mruknął wściekły, odbierając telefon i włączając światło. – Czy cały świat sprzysiągł się, by pozbawić mnie snu?
– Bogdan? Tu Karol.
Karol Sawicki był jednym z dyrektorów we wrocławskim biurze Good JOB i bliskim przyjacielem Bogdana. Kiedy tylko mieli okazję, grywali razem w tenisa.
– Pewnie cię obudziłem, przepraszam, ale zaczęły do mnie przychodzić zwariowane maile od Ewy. Wydaje mi się, że dzieje się z nią coś niedobrego. Zupełnie jakby straciła rozum lub brała narkotyki!
Ewa Wójcik była najlepszym pracownikiem w grupie młodych doradców firmy. Była też protegowaną Bogdana. Poznali się przed dziewięciu laty, kiedy Ewa była na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Warszawskim. Napisała do niego list, w którym zaproponowała, żeby w okresie wakacji zatrudnił ją w firmie jako stażystkę, bez żadnego wynagrodzenia. Sezon urlopowy zawsze przyhamowywał wykonanie zadań, więc każda głowa i każda para rąk była na wagę złota. I w dodatku za darmo? Bogdanowi spodobała się też ambicja młodej studentki, która zamiast wypoczywać nad morzem, wybrała pracę w mieście. Zgodził się na staż i niebawem stwierdził, że Ewa wnosi do firmy nową jakość. Szybko udowodniła, że jest bystrym i twórczym pracownikiem. Kilka lat później, kiedy ukończyła z wyróżnieniem studia na wydziale psychologii, Bogdan zaproponował jej pracę na stanowisku konsultanta.
Decyzja ta nie budziła żadnych wątpliwości. Ewa nie tylko odznaczała się błyskotliwym intelektem, ale była po prostu wyjątkowa. Zawsze uśmiechnięta i pełna zapału, kreatywna i przedsiębiorcza. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Świeciła niczym gwiazda wśród grupy młodych yuppies, których zatrudniał, żeby wprowadzić firmę w XXI wiek. Dotychczas Ewa w co najmniej 120 procentach wywiązywała się ze swoich obowiązków. W firmie, nastawionej głównie na zagadnienia zarządzania i finansów, w pojedynkę rozbudowała ofertę doradczą dla klientów Good JOB w dziedzinie rozwoju miękkich umiejętności menedżerskich, takich jak komunikacja, interakcje międzyludzkie i rozwiązywanie problemów. W jej koncepcjach i rozwiązaniach, wykorzystujących głęboką wiedzę z tego zakresu, zawsze było coś nowatorskiego, odbiegającego od utartych poglądów, co powodowało, że klienci chętnie korzystali z kompleksowych usług Good JOB. Nic zatem dziwnego, że w wieku 27 lat Ewa była na dobrej drodze, by zostać najmłodszym partnerem firmy.
– Co zatem jest w tych mailach? – zapytał Bogdan przecierając zmęczone oczy.
– Na tym właśnie polega problem. Trudno powiedzieć, bo jest to po prostu bełkot bez ładu i składu – powiedział Karol. – Pełno w nich jakichś dziwnych informacji: o zbliżającej się zagładzie świata, o nowych wyzwaniach czekających rodzaj ludzki. To znowu o tym, że wszystkie kobiety w firmach są molestowane i wykorzystywane. Mówię ci, Ewa nie jest sobą. Gdyby takie maile rozeszły się, mogłyby zniszczyć jej reputację. Musimy szybko coś z tym zrobić.
Bogdan skrzywił się. Akurat teraz najmniej był mu potrzebny taki pasztet. Szansa na spokojne, bezstresowe wyspanie się także przeszła mu koło nosa.
– Karol, jutro mam spotkanie z klientem w Gdańsku, a potem zaraz wracam samolotem do Warszawy. Nie widziałem się z rodziną od ponad dwóch tygodni. W tej chwili jestem zbyt wykończony, żeby racjonalnie o tym pomyśleć. Słuchaj, a przecież ty przyjaźnisz się z Ewą, więc zadzwoń do niej i dowiedz się, w czym jest problem. Powiedz jej, żeby wzięła kilka dni wolnego. Może jej dziwne zachowanie to tylko skutek chwilowego przemęczenia czy zbyt dużego stresu. Przyjadę do Wrocławia pod koniec tygodnia, a wtedy sam z nią porozmawiam. Kto wie, może do tego czasu problem sam się rozwiąże?
Wy wszyscy spiskujecie przeciwko mnie!
W Good JOB nie tylko dyrektor naczelny miał zarwaną noc. O 4.30 rano Ewa Wójcik też była już na nogach. Od wielu dni miała trudności ze snem. Szczególnie po burzliwym końcu jej romansu z kolegą z pracy – Wojtkiem. Po ponadtrzymiesięcznej obopólnej fascynacji zostawił ją dla głupiej, wcale nie takiej ładnej sekretarki. Pomimo wczesnej godziny wzięła prysznic i wyszła do pracy. Wskoczyła do swojego czerwonego golfa, kupionego po kolejnym udanym kontrakcie w Good JOB i przejechała uśpionymi jeszcze ulicami Wrocławia z szybkością 120 km na godzinę. Wjeżdżając do podziemnego garażu firmy, spojrzała na zegarek. Była 5.22. „Dziwne – pomyślała. – Dokładna godzina moich narodzin! To nie może być tylko zbieg okoliczności!” Nie zastanawiając się dłużej, weszła do windy i wjechała na siódme piętro, gdzie mieściły się biura firmy.
Zapaliła światła i skierowała się do swojego gabinetu. Od razu włączyła komputer i zaczęła pisać. Pisanie dawało jej ukojenie. Myśli i słowa płynęły, jak nigdy dotąd. Pisała o tym, co było bliskie jej sercu – jak nietrwałe są uczucia, jak irracjonalnie wpływają na podejmowane decyzje i jak silnie oddziałują na całe prywatne i zawodowe życie. Podniecona czuła, że jej koncepcja odrzucenia uczuć i wyzwolenia się spod ich wpływu na pewno zmieni świat. Na początek proponowała wprowadzenie zmian w świecie biznesu – trzeba ustanowić ścisłe regulacje prawne zabraniające nie tylko biurowych romansów, lecz także wyrażania innych uczuć, takich jak smutek, gniew czy radość.
Była tak zatopiona w myślach, że nie zauważyła, kiedy o 8.00 do pokoju wszedł Henryk Furtok, szef wrocławskiego biura i jej bezpośredni przełożony. Był też jednym z najzdolniejszych ludzi w firmie, specjalizującym się w dziedzinie obniżania kosztów działalności. Henryk i Ewa od początku nie pałali do siebie sympatią. Ich poglądy na życie i na biznes były wyjątkowo rozbieżne. On był typowym umysłem ścisłym zorientowanym na osiąganie konkretnych celów. Rozumiał przez to działania prowadzące bezpośrednio do obniżki kosztów i zwiększania zysków. Tak zwane miękkie czynniki zarządzania uważał za wymysł psychologów lub pseudopsychologów. Ewa znała dobrze Henryka i nie próbowała z nim dyskutować. Traktowała go z dystansem, ale także z respektem. Miała sporą autonomię i dopóki jej usługi, takie jak szkolenia i konsulting, dobrze się sprzedawały, Henryk nie miał prawa narzekać. W końcu, co może być bardziej twarde i konkretne niż zarobione przez Ewę pieniądze.

Dzisiaj jednak Ewa nie miała żadnych hamulców i była w nastroju konfrontacyjnym.
– Czego chcesz? – warknęła, kiedy zauważyła wchodzącego szefa.
– Zastanawiałem się, nad czym pracujesz o tak wczesnej porze – rzekł spokojnie. – Siedzisz tu zamknięta od rana, może mógłbym ci jakoś pomóc.
– Ty, mnie? – odpowiedziała szyderczo Ewa, nie przerywając pracy. – A w czym ty mógłbyś mi pomóc? W czym jesteś taki dobry? W dodawaniu i odejmowaniu? Nie potrzebuję od ciebie żadnej pomocy.
– Hej, Ewa, co cię ugryzło? Nie musisz mnie obrażać, opanuj się trochę – odrzekł Henryk.
– Obrażać? Ugryzło? Wiesz co, może i coś mnie ugryzło, ale popatrz na siebie: jesteś zwykłym ograniczonym przeciętniakiem, dla którego liczą się tylko cyferki. Wiem, że tak naprawdę nie możesz mnie znieść. Wraz z innymi spiskujecie przeciwko mnie! Ale nie dam się zniszczyć! Nie jestem taka głupia, za jaką mnie masz.
Henryk zmarszczył brwi i przez pełną minutę patrzyli sobie w oczy. Wreszcie powiedział powoli i wyraźnie:
– Ewka, nie wiem, o co ci w tym wszystkim chodzi, ale nie zgodzę się na takie obraźliwe słowa. Wykazujesz się brakiem szacunku wobec mnie, a jeżeli będziesz dalej tak się zachowywać, to nigdy nie zostaniesz partnerem firmy. Nie zapominaj, że do tego potrzebujesz nie tylko dobrych wyników sprzedaży, ale także mojej rekomendacji!
Ewa chwilę milczała, żeby wywołać większe wrażenie.
– Doprawdy? Grozisz mi? – spytała niskim głosem. – Jak będziesz mieszał w kwestii mojego awansu, to spotkamy się w sądzie pracy – syknęła na niego złowrogo.
Henryk wyszedł z pokoju, pilnując się, by nie trzasnąć ze złości drzwiami. Atak Ewy był gwałtowny, przez chwilę zastanawiał się nawet, czy nie zaatakuje go fizycznie.
– No, to się dopiero porobiło – rzucił sam do siebie.
Nikt mnie nie rozumie
Po starciu z Henrykiem Ewa nie chciała siedzieć w biurze i wróciła do domu. Teraz już nikt i nic nie zakłóci jej pisania. Po godzinie gorączkowej pracy przy komputerze zrozumiała wreszcie, że dokładnie wie, co powinna zrobić. Był to plan, którym musiała się z kimś podzielić i wiedziała dokładnie z kim: z Markiem Jurskim. Marek był klientem Good JOB, który stał się nie tylko dobrym znajomym Ewy, ale także jej mentorem. Od czasu do czasu prosiła go o radę lub opinię, czego nigdy jej nie odmawiał. Zadzwoniła do jego firmy. Na szczęście był na miejscu. Z ochotą przystał na wspólny lunch w „Inspiracji” o 14.00.
Marek miał 45 lat i był przewodniczącym rady nadzorczej oraz szefem „Mrówki” jednej z większych sieci handlu detalicznego w kraju, z centralą we Wrocławiu. Syn tancerki baletowej i powojennego rzemieślnika potrafił być niekonwencjonalny w działaniach i bardzo przedsiębiorczy. Odznaczał się też większym wyczuciem w interesach niż którykolwiek ze znanych Ewie biznesmenów. W ciągu ostatnich 14 lat przekształcił duży państwowy dom towarowy w prywatne nowoczesne centrum handlowe oraz zbudował krajową sieć sklepów dyskontowych. Kiedy jego firma w 1999 roku zadebiutowała na giełdzie, Marek stał się jednym z najbogatszych ludzi w kraju. Marek lubił Ewę. Uważał, że jest pełna życia, zabawna i że – podobnie jak on – ma w sobie zażarte pragnienie zawodowej rywalizacji.
Kiedy przyszła, czekał już na nią w restauracji. Spoglądał na jej młodą, trochę zmęczoną, ale ożywioną twarz. Jej ekspansywny nastrój szybko udzielił się także jemu. Marek zamówił butelkę wina i obydwoje pili i śmiali się, rozmawiając o planach wakacyjnych. Aż wreszcie Ewa spoważniała i wyszeptała z przejęciem:
– Marku, dużo o tym myślałam i sądzę, że aby zmniejszyć straty, twoja firma powinna wprowadzić specjalny plan zachęt dla pracowników. Mógłbyś radykalnie podnieść rentowność firmy, gdybyś zachęcił twoich najefektywniejszych ludzi do korzystania z potrzebnej im pomocy.
Marek był zdumiony.
– Zaczekaj, nie rozumiem – rzekł. – O jakich stratach mówimy? O kradzieżach? O niewyjaśnionych ubytkach w zapasach?
– Ach, Marku – Ewa zaczęła się niecierpliwić. – Musisz słuchać uważniej. Mówię o stratach psychologicznych, a nie materialnych. Mówię o stratach tak poważnych, że być może nic ich nie naprawi. Nawet inteligentni ludzie, którym wszystko się udaje – tacy jak ty i ja – potrzebują psychologów, którzy pomogliby im lepiej poznać samych siebie, zbadać ich rzeczywiste, a nie tylko wyuczone umiejętności. Bez takiej pomocy nie mogą się rozwijać, nie potrafią skupić się na swojej pracy. Jeżeli przez chwilę się nad tym zastanowisz, to dojdziesz do wniosku, że nie jest to takie dziwne, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Marek usiadł głębiej na krześle i zaśmiał się.
– Ewo, to najbardziej absurdalny pomysł, jaki kiedykolwiek słyszałem. Detalistom nie potrzeba psychologów; ja z pewnością takiego nie chcę. Zresztą psychoterapia zawsze wydawała mi się szarlatanerią. Według mnie większość psychologów dlatego wybiera ten fach, że ma źle poukładane w głowie.
Ewa zaczęła płakać. Jej wybuch zaskoczył Marka.
– Posłuchaj, nie znam się na psychologii. Z pewnością już się o tym przekonałaś. A więc, co to ma być, jakiś kawał? Czy mnie nabierasz?
– Zapomnij o tym – odpowiedziała Ewa. – Zresztą i tak nie o tym chciałam z tobą rozmawiać. Jest coś znacznie ważniejszego.
Jej nastrój błyskawicznie się zmienił. Wpatrzyła się w niego błyszczącymi oczami.
– Marku, wszędzie dostrzegam znaki. Popatrz na Wrocław. To miasto ma 112 mostów. Dokładnie 112 dni trwał mój związek z Wojtkiem. 1 grudnia, czyli 1.12, są moje urodziny. Także 1 grudnia zostałam konsultantem. Po raz pierwszy w życiu czuję, że dostrzegam związki leżące u podłoża wszechrzeczy.
Firma nie jest Armią Zbawienia i nie może pozwolić sobie na utratę reputacji, tolerując pracowników z problemami psychicznymi.
Marek nie miał pojęcia, o czym Ewa mówi. Nerwowo wtrącił:
– Myślę, że zawsze znajdziesz zbiegi okoliczności, jeżeli będziesz ich szukać. Ale to są jedynie przypadki losowe.
– Nie zmyślam – odparła trzęsącym się głosem i zacisnęła pięści. – Mówię ci, ukazuje mi się coraz więcej znaków – objawień, jeżeli wolisz.
Marek spojrzał na Ewę z niedowierzaniem. Nie wiedział, czy przeżywa załamanie, czy nadmiar alkoholu uderzył jej do głowy, ale wiedział, że nie chce jej znowu wyprowadzić z równowagi. Wytarł usta serwetką i wziął ją pod ramię. Zakłopotany powiedział:
– Chodźmy. Zdecydowanie za dużo wypiłaś. Czas, żebyśmy stąd wyszli.
Koniec się zbliża
Ewa nie wiedziała, jak po lunchu z Markiem znalazła się w domu. Chwile, kiedy miała poczucie rzeczywistości, przeplatały się z okresami jej braku. Nie pamiętała niczego do momentu, kiedy uświadomiła sobie, że wpatruje się w swój pusty piekarnik. W salonie telewizor wył na cały regulator. Usiłowała nie zwracać na to uwagi, odsłuchując swoją pocztę głosową. Karol telefonował sześć albo siedem razy, prosząc, żeby do niego zadzwoniła. Jej bezpośredni szef, Henryk, pozostawił gniewną informację, że rozmawiał właśnie z Markiem Jurskim, który mu doniósł o jej dziwnym zachowaniu podczas lunchu.
Ewa odłożyła słuchawkę, nie była w stanie z nikim rozmawiać. Czuła się odkryta i zdradzona. Położyła się na kanapie i włączyła TVN 24, by obejrzeć bieżące wiadomości. Jak zwykle były ponure. Sojusznicy Ameryki płacili śmiercią za interwencję USA w Iraku. W atakach izraelskich na Zachodnim Brzegu i w Gazie zginęły w ciągu ostatnich miesięcy 522 osoby.
– Och, 5‑2-2 to dokładna godzina moich narodzin – skomentowała wiadomość. I nagle przeżyła chwilę tak potwornego przerażenia, jak gdyby przez moment zamarła w trakcie swobodnego spadania. W tej jednej chwili zrozumiała, że nadchodzi koniec świata.
– O Boże, co się ze mną stanie? – zawołała głośno.
Zrozumiała, że musi ostrzec szefa firmy, Bogdana Głogowskiego, przed nadchodzącą apokalipsą – i że musi ostrzec go właśnie w tej chwili. Bogdana uważała za bliskiego człowieka, który wprowadził ją do firmy i zawsze był jej pomocny. Teraz nie chciała jednak pisać o sprawach biznesowych, które nagle wydały jej się trywialne i nieistotne. Podeszła do komputera, żeby napisać najważniejszy – jej zdaniem – list w życiu.
Drogi Bogdanie,
prawdopodobnie już słyszałeś o Henryku i o mnie. Na pewno ci na mnie doniósł i wszystko jak zwykle wykoślawił. Jesteś jedyną osobą w firmie, która przeciwko mnie nie spiskuje. Ale nie chcę się nad sobą użalać. Tak naprawdę to masz poważny problem organizacyjny. Zatrudniasz najbystrzejsze kobiety, jakie potrafisz znaleźć, a następnie podporządkowujesz je mężczyznom, których przeraża nasza inteligencja. Na przykład takim miernotom jak Henryk. Ale, Bogdan, mam coś ważniejszego do powiedzenia. To wszystko trywialne, nieistotne sprawy. Proszę, wysłuchaj mnie. Wszędzie, gdzie spojrzę, dostrzegam ostrzeżenia, że zbliża się koniec świata. Poprzedniej nocy zobaczyłam w telewizji film o polityku, którego zamordowano. Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że ktoś zginie. Ach, Bogdanie, chciałabym móc ci wyjaśnić, jak bardzo jestem przerażona. Czy nie byłoby cudownie, gdybyśmy mogli się spotkać? Mam ci tyle do powiedzenia.
E.
Ewa zakończyła pisanie listu i przesłała go do Bogdana. Aby mieć pewność, że informacja do niego dotrze, wysłała tego maila jeszcze dwa razy.
Poczuła, że zrobiła wszystko, co mogła. Spięta i niespokojna wpełzła do łóżka i wyłączyła światło. Nie mogąc zasnąć, leżała pogrążona w ciemności.

Co teraz?
Bogdan Głogowski zawsze przed snem sprawdzał swoją pocztę elektroniczną. Tym razem oprócz normalnych śmieci od razu zauważył aż trzy maile od Ewy zaznaczone na czerwono jako pilne. Kiedy je przeczytał, opadł na sofę.
– O Boże! Jest gorzej, niż myślałem. Ona zwariowała. Całkowicie straciła rozum!
Bogdan podszedł do barku i przygotował dwa drinki: dla siebie i dla żony, Oli. I tym razem wiedział, że nie ma mowy o normalnym pójściu spać. Wszystko znowu się sprzysięgło, aby nie zmrużył oka. Popijając, zastanawiał się nad ostatnimi wydarzeniami i usiłował je w myślach logicznie uporządkować.
Co będą myśleć inni pracownicy, jeśli nie udzielimy Ewie pomocy w trudnych chwilach? Jak wpłynie to na morale firmy? Ewa wprawdzie nie była zbyt lubiana, ale czy możemy zachowywać się jak nieczuli technokraci?
Trochę znał się na takich sprawach. Miał niezwykle utalentowaną ciotkę, która w końcu po próbach nieudanego zakupu Kolumny Zygmunta w Warszawie znalazła się w szpitalu psychiatrycznym. Jednakże u Ewy wszystko przebiegało dużo szybciej. Jeszcze kilka dni temu była jednym z najlepszych konsultantów w Good JOB. Jednakże atak na Henryka w biurze i dziwne rozmowy z klientami świadczyły o tym, że dzieje się z nią coś złego.
– Musimy ją spacyfikować – dla jej własnego dobra i dla dobra firmy – powiedział Bogdan stanowczo. – Pytanie polega na tym, czy powinienem ją zwolnić, jak tego chce Henryk. Według niego firma nie jest Armią Zbawienia i nie może pozwolić sobie na utratę reputacji, tolerując pracowników z problemami psychicznymi. Już mi nawet powiedział, że nie zostanie w firmie, jeżeli zlekceważymy wykroczenia Ewy i mianujemy ją partnerem. Wyszła i upiła się z jego klientem Markiem Jurskim, i nagadała mu jakiś kompletnych bzdur. Tego po prostu nie możemy tolerować. Według Henryka najlepiej byłoby zwolnić Ewę za niesubordynację lub nieprofesjonalne zachowanie. Ale jeżeli wyrzucimy ją z pracy, to sprawa zakończy się w sądzie. Ewa na pewno nam tego nie daruje i wniesie pozew. W jakim świetle postawi to naszą firmę? Z drugiej strony, jeżeli my, jej koledzy i przyjaciele, nie zaopiekujemy się Ewą, kto to zrobi? Co będą myśleć inni pracownicy, jeśli nie udzielimy Ewie pomocy w trudnych chwilach? Jak wpłynie to na morale firmy? Ewa nie była wprawdzie zbyt lubiana, ale czy możemy zachowywać się jak nieczuli technokraci?
Ola skinęła głową, przypominając sobie, że ojciec Ewy, jej ostatni żyjący krewny poza matką, zmarł przed kilkoma miesiącami. Usiadła obok Bogdana na sofie.
– Czy mógłbyś ją przekonać, żeby wzięła urlop zdrowotny? Może potrzebuje trochę czasu, żeby znowu stanąć na nogi.
– To nie będzie łatwe – powiedział Bogdan, przecząco kręcąc głową na samą myśl o takiej rozmowie. – Jest skrajnie niezależna. A w obecnej sytuacji trudno jej rozeznać, co jest dla niej najlepsze. Olu, chyba nie sądzisz, że powinienem zamknąć ją w szpitalu? Bo jak to zrobić? Na jakiej podstawie? Nie jesteśmy jej rodziną. Owszem, źle się zachowała w stosunku do Henryka i Marka. Rozesłała też kilka zwariowanych notatek do kolegów. Ale gdyby chcieć zamknąć w szpitalu każdego, kto przesłał komuś bzdurnego maila, szpitale psychiatryczne pękłyby w szwach. Będziemy musieli jak najszybciej skontaktować się z jej rodziną. Ojciec niedawno zmarł. Z matką, o ile wiem, nie utrzymuje kontaktu.
Zapadła cisza. Wreszcie znużony Bogdan powiedział:
– To częściowo moja wina. Henryk nie chciał, żeby Ewa pracowała we wrocławskim biurze. Mówił mi o tym trzykrotnie i sugerował przeniesienie jej do Warszawy. Czuł się przez nią zagrożony, ale to ja nalegałem, żeby ją przyjął. Chciała być w pobliżu obłożnie chorego wtedy ojca. Być może to napięcie między nimi doprowadziło ją do ostateczności. Jest taka utalentowana. Myślałem, że potrafi radzić sobie w każdej sytuacji. Widocznie była zbyt wrażliwa, by znieść to wszystko. Nie sądzę, żeby była świadoma, co się z nią dzieje. A sprawy nie mogą czekać na mój przyjazd do Wrocławia w piątek. Ewa może kontaktować się z innymi klientami albo, co gorsza, może sama wyrządzić sobie krzywdę. Cóż za zamieszanie! Naprawdę, nie wiem, co mam zrobić.
Co Bogdan powinien zrobić w sprawie Ewy? • Trzech ekspertów przedstawia swoje rady.