Ten artykuł możesz także odsłuchać!
Firma ubezpieczeniowa Umbrella podjęła współpracę z zewnętrznym start‑upem w ramach centrum innowacji. Efektem kooperacji stały się urządzenia, które mogą się okazać przełomowym rozwiązaniem na rynku transportowym. Jednak droga od projektu do komercjalizacji aż roi się od wybojów.
Spóźnię się 10 minut, szukam miejsca parkingowego – powiedział do zestawu głośnomówiącego Jędrzej Tratorski, szef Centrum Innowacji w firmie Umbrella, po raz kolejny okrążając okazałą siedzibę ubezpieczyciela. Wiedział, że parkowanie na warszawskim Mokotowie nie należy do łatwych zadań, ale dotychczas zajmowało mu to mniej czasu. Kiedy w końcu zauważył czerwoną toyotę yaris wyjeżdżającą z wąskiego miejsca parkingowego, natychmiast ruszył w tym kierunku. „Nie zmieszczę się” – skonstatował, analizując rozmiar swojego sedana. Mimo to powoli wjechał pomiędzy dwa auta, licząc na to, że sąsiedzi nie porysują jego wozu, gdy będą otwierać drzwi. Wychodząc z samochodu, wciągnął brzuch, starając się nie uderzyć drzwiami sąsiedniego pojazdu, i ruszył w kierunku Umbrelli.
Poznaj sposób myślenia najlepszych liderów »
Tuż przed wejściem do siedziby firmy dostrzegł nietypową sytuację. Na parkingu stał samochód dostawczy, a przy nim kilka osób z zakłopotaniem patrzących na wielką paletę, na której było ustawionych wiele czarnych, pokrytych folią urządzeń. Jędrzej rozpoznał Malwinę Serocką, szefową działu logistyki Umbrella, która wyraźnie zdenerwowana rozmawiała z kierowcą i ochroniarzem obiektu.
– Co się dzieje? – zapytał Tratorski, zbliżając się do Serockiej.
– Właśnie tego próbujemy się dowiedzieć – odpowiedziała. – Ktoś przysłał nam tysiąc jakichś urządzeń, o których nikt nic nie wie.
– Ale kto to przysłał?
– Jakaś firma SQuality. Dzwoniłam już do kilku osób i nikt nic nie wie na temat tej przesyłki. Chyba nie powinnam przyjąć tego <a href=>zamówienia, zwłaszcza że będziemy musieli za to zapłacić 100 tysięcy – powiedziała poirytowana Malwina.
Jędrzej złapał się za głowę.
– To moje zamówienie! – krzyknął. – To urządzenia safeQ do instalowania w autach. Zamówiliśmy je w centrum innowacji.
– Dlaczego nic o tym nie wiem? Co niby mam teraz z tym zrobić? Gdzie to magazynować? Dlaczego to przekierowaliście do centrali, a nie centrum innowacji? – zaczęła pytać donośnym głosem Serocka.
– Wyluzuj. Przecież miałem zgodę na zamówienie tego sprzętu, to <a href=>dłuższy projekt – odparł Jędrzej, wzruszając ramionami.
– Szanowni, spieszę się, podpisze ktoś? – Dyskusję przerwał kierowca, wręczając Jędrzejowi dokument do podpisania.
– Tak, podpiszę – odpowiedział Jędrzej, przewracając oczami. – Wnieście to jak najszybciej do środka, zanim deszcz zmyje te urządzenia – dodał i szybko ruszył w kierunku wejścia.
– To skrajnie nieodpowiedzialne! Nie przestrzegasz żadnego procesu, i to nie pierwszy raz. Nawet nie wiemy, czy możesz przyjąć to zamówienie w takiej sytuacji – mówiła Malwina, idąc za Jędrzejem.
– Zarządzam innowacjami i to ja biorę odpowiedzialność za tę sytuację. Przynajmniej jakoś wybrnąłem z niej, podczas gdy ty stałaś na deszczu i gapiłaś się na paletę, narażając sprzęt na uszkodzenia!
– Narażasz firmę na straty! Robisz z korporacji swój własny plac zabaw, nie współpracujesz z innymi działami. Zamierzam tę kwestię poruszyć teraz na spotkaniu szefów działów.
– Widzisz, przez ciebie się na nie spóźniamy, bo zamiast od razu przyjąć zamówienie, czekałaś, nie wiadomo na co.
– Wiesz co? Może przed <a href=>spotkaniem zrób coś ze swoją marynarką. – Poirytowana Malwina wskazała na ślady zabrudzenia.
Jędrzej nagle uświadomił sobie, że ubrudził się, wychodząc z samochodu. Zdjął marynarkę i za Malwiną wszedł na spotkanie szefów działów.
Sześć miesięcy wcześniej
– Cieszę się, że mogę osobiście pogratulować wam zakwalifikowania się do naszego akceleratora – powiedział Jędrzej Tratorski do dwóch 25‑latków obecnych w kolorowej sali spotkań <a href=>Centrum Innowacji Umbrella. – Jak zrobicie sobie kawę, to pokażę wam pozostałą przestrzeń centrum. Macie tu oczywiście wszystko, czego potrzeba do rozwoju – opowiadał dumnie Tratorski, wychodząc z kuchni. – To, jak sami widzicie, jest nasza chill zone. Tutaj możecie zrelaksować się, odpocząć po ciężkiej pracy. Tutaj też odbywają się nasze wieczorne Beer Fridays i Pizza Film Nights. Tam dalej jest co‑working space, gdzie możecie pracować nad produktem. Tam też działa pozostałych pięć start‑upów, które wybraliśmy do naszego akceleratora. A tutaj znajdują się pokoje na spotkania warsztatowe. Wejdźmy do jednego z nich, to opowiem wam, jakie plany mamy wobec waszego start‑upu, i podpiszemy umowy.
Po wejściu do małej sali symbolizującej łódź podwodną Nautilus Jędrzej kontynuował:
– Centrum innowacji zapewni wam wszelkie benefity pracy w naszej firmie. Przez sześć miesięcy będziecie otrzymywać wynagrodzenie, dostaniecie ubezpieczenie medyczne. Niewiele jest takich firm jak Umbrella, które decydują się na centrum innowacji poza firmą. Jest to <a href=>idealne rozwiązanie, mamy bezpieczeństwo finansowe i względną niezależność, co pozwala szybko rozwijać produkty. Możecie spokojnie pracować, macie też nasze wsparcie merytoryczne. Mam nadzieję, że wasze urządzenie GPS już wkrótce znajdzie się w powszechnym użytku. Przygotowuję prezentację waszego projektu na wewnętrzne potrzeby i chciałbym nagrać was mówiących o projekcie.
– Może zacznę od tego, że my także się cieszymy, że możemy z wami współpracować – odpowiedział Kacper Ratajski, założyciel start‑upu SQuality. – Produkt, który rozwijamy, idealnie sprawdzi się w branży ubezpieczeniowej.
– Koncepcja safeQ jest prosta – włączył się Oskar Pszczoła, wspólnik Kacpra. – Nasze urządzenie zainstalowane w samochodzie nie tylko monitoruje styl jazdy kierowcy, ale także poinformuje odpowiednie służby, gdy dojdzie do wypadku. Jeżeli Kowalski uderzy w drzewo, safeQ natychmiast powiadomi o tym policję i pogotowie oraz wyśle sygnał do <a href=>centrali ubezpieczyciela, nawet jeżeli Kowalski będzie nieprzytomny.
– Oczywiście ma to mnóstwo korzyści. Po pierwsze, uatrakcyjnia wizerunek firmy, bo dbacie o bezpieczeństwo klientów – dodał Kacper. – Po drugie, weryfikujecie swoje wyliczenia dotyczące ryzyka i możecie je w kolejnych latach optymalizować. Dziś ubezpieczenie Kowalskiego kosztuje tysiąc złotych rocznie. Jednak za rok, jeżeli będzie dobrze jeździł, dostanie bonifikatę.
– Po trzecie – wtrącił się Oskar – możecie monitorować pojazdy. W przypadku kradzieży zwiększamy szansę na odnalezienie samochodu. Urządzenie można namierzyć.
– Muszę jednak dodać trochę dziegciu do tego miodu – wtrącił Tratorski. – Brzmi super, dobry kierunek, ale zwróćcie uwagę, że na rynku są aplikacje, które mierzą styl jazdy kierowców i na podstawie tego przyznają bonusy na poczet składki ubezpieczeniowej. Dlaczego wy stawiacie na hardware zamiast software’u?
– To prawda, te apki nieźle się sprawdzają. Ale wiele osób ma awersję do instalowania czegokolwiek na smartfonie. U nas raz umieszczasz urządzenie w gnieździe OBD i możesz o nim zapomnieć. GPS i LTE jest w środku urządzenia, więc działa zawsze, niezależnie od tego, czy ktoś włączy telefon czy nie oraz czy do auta wsiadł inny kierowca. To ważne, bo przecież ubezpieczenie wciąż dotyczy samochodu, a nie kierowcy. W tej sytuacji znamy faktyczne przebiegi, mamy informacje o wyjazdach za granicę Polski, kiedy <a href=>użytkownik mógłby wyłączyć system, oszczędzając na roamingu itd. – przekonywał Kacper.
– Poza tym nasze urządzenie doskonale wykrywa awarie w samochodzie, gniazdo OBD przekazuje info o działaniu systemów. Jeśli zapala się żółta lampka check engine, ubezpieczyciel może to wiedzieć. Co więcej, może znać przyczynę i kreować nowe usługi, jak np. telefon od konsultanta z propozycją umówienia serwisu, ostrzeżenie o konsekwencjach. Znając przyczynę, można zawiadomić kierowcę, że dalsza jazda może spowodować uszkodzenie silnika i należy jak najszybciej zatrzymać auto. Natomiast assistance może natychmiast wysłać pomoc i auto zastępcze. Wie dokąd, więc zestresowany kierowca nawet nie musi myśleć, gdzie jest, a pomoc trafi do niego z najbliższego punktu. Wiadomo też, czy potrzebna jest laweta, czy wystarczy pomoc mechanika i jakie części ten powinien zabrać z bazy – dodał Oskar.
– Brzmi logicznie – stwierdził Jędrzej. – Porozmawiam z zarządem. Póki co, pracujcie nad prototypem i informujcie mnie o postępach działań.
Spotkanie z zarządem
Kilka tygodni po przyjęciu start‑upu SQuality do akceleratora Umbrelli Jędrzej postanowił zaprezentować zarządowi pomysł safeQ. Wiedział, że urządzenia te są niestandardowym rozwiązaniem. Wierzył jednak, że ten nietypowy produkt, oprócz tego, że optymalizuje koszty, pozytywnie wpływa na wizerunek.
W swojej prezentacji Jędrzej skupił się na potencjalnych korzyściach finansowych płynących z nowego rozwiązania. Dotychczas Umbrella szacowała wysokość opłat za polisy na podstawie miejsca zamieszkania, pojemności silnika oraz dotychczasowych wypadków. Niestety, po podpisaniu polisy kierowcom bezwypadkowym zdarzały się wypadki, a kierowcy niepoprawni dotychczas wcale się nie poprawiali. Odbijało się to na wynikach finansowych, firma szukała więc nowych sposobów wyceny ubezpieczeń. Konkurencja już oferowała <a href=>aplikacje mobilne w formule grywalizacji, a safeQ byłoby dobrą kontynuacją tego trendu. Wzbudzałoby to zaufanie kierowców, a jednocześnie w przejrzysty sposób przedstawiało korelację pomiędzy wysokością ubezpieczenia a stylem jazdy. Może zmniejszyłoby liczbę wypadków.
– Ile kosztuje takie urządzenie? – zapytał Janusz Kurzawa, prezes Umbrelli.
– Wyprodukowanie jednej sztuki kosztuje 80 złotych. Będzie to robić podwykonawca, mamy projekt płytki PCB, ale trzeba ją zamówić w montowni. Plus prowizja dla SQuality, co daje 100 złotych.
– Przyznam szczerze, że kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy o konieczności zmiany w systemie wyceniania ubezpieczeń, miałem nadzieję, że opracujecie nowy <a href=>inteligentny system wycen, a nie pudełko – stwierdził prezes. – Niemniej jednak idea wydaje się bardzo interesująca i warta wdrożenia. Ile takich urządzeń moglibyśmy stworzyć, aby przetestować pomysł?
– W przypadku firmy, która ma dwa miliony klientów, tysiąc urządzeń to sensowna próba.
– Robimy to – stwierdził prezes, wzbudzając poruszenie w sali.
– Panie prezesie – głos zabrała wiceprezes Umbrelli Joanna Ziomecka – nie podważam słuszności pomysłu, ale w ogóle go nie przeanalizowaliśmy. Nie wiemy nawet, jak to urządzenie będzie wyglądać. Poza tym jak zamierzamy wdrażać je u naszych klientów?
– Wszystko w swoim czasie, Joanno. Sam pomysł jest ciekawy, więc nie ma nad czym się zastanawiać. Niech chłopaki już nad nim pracują. Natomiast do tematu wdrożenia i logistyki wrócimy, w miarę jak prace będą postępowały.
– Czy już teraz nie powinniśmy wyznaczyć właściciela projektu? Kto powinien koordynować prace? – dopytywała Ziomecka.
– Niech to będzie Jędrzej – stwierdził Kurzawa.
Dzisiaj
Wymiana zdań z Malwiną po dostarczeniu urządzeń nie wyprowadziła Jędrzeja z równowagi. Na spotkanie szefów działów, mimo że bez marynarki, Jędrzej wszedł pewnym krokiem. Jego pewności siebie nie zmniejszyła nawet niespodziewana obecność prezesa na spotkaniu.
– Czy za każdym razem, gdy mnie nie ma, zaczynacie po czasie? – zapytał zirytowany prezes.
– Nie, panie prezesie. Spóźniliśmy się, bo przyjmowaliśmy zamówienie SQuality. Dotarły do nas urządzenia, możemy rozpocząć testy.
– O jakich urządzeniach mówisz? – zapytał prezes, marszcząc czoło.
– Chodzi o safeQ. Panie prezesie, to urządzenia do zainstalowania w samochodach…
– Aa, pamiętam! Tak. To już je zrobiliście? Myślałem, że wcześniej dostarczysz mi plany wdrożenia, jakiś prototyp? – zauważył prezes.
– Wysyłałem regularnie panu prezesowi na maila wszelkie plany i postępy prac – powiedział zmieszany Jędrzej.
– Na maila? Przecież ja nie mam czasu czytać maili. Myślałem, że koordynujesz prace z pozostałymi działami niezależnie od wysyłanych do mnie wiadomości, a w razie pytań umawiasz się ze mną na spotkanie. Przecież to ty byłeś właścicielem projektu.
Zainwestowanie w innowacyjny produkt mogłoby pozytywnie wpłynąć na wizerunek firmy – jako organizacji, która idzie z duchem czasu.
Jędrzej rozejrzał się po zebranych, nerwowo się uśmiechając.
– Dobrze, Jędrzeju, na jakim etapie jesteśmy? Czy opracowałeś już z logistyką, w jaki sposób będziemy wdrażać projekt? – zapytała wiceprezes Ziomecka.
Malwina, słysząc to pytanie, uśmiechnęła się tryumfalnie.
– No właśnie ten temat chciałabym poruszyć – zaczęła Malwina. – Jędrzej nie zapowiedział nawet, że dziś do firmy mają dojść urządzenia, a wraz z nimi faktura do zapłacenia na 100 tysięcy złotych, co pewnie zainteresuje nasz <a href=>dział finansów oraz księgowości. Obecnie nie mamy miejsca, w którym moglibyśmy magazynować te urządzenia. Nie wiem też, jak długo mają u nas być i w jaki sposób będziemy je dystrybuować – czy wysyłać je bezpośrednio kierowcom, czy korzystać ze wsparcia agentów regionalnych. Nie mamy, z oczywistych względów, opracowanego systemu logistycznego wspierającego proces przesyłania tych urządzeń. Jeżeli mielibyśmy to robić, korzystając z wewnętrznych zasobów, byłoby to kłopotliwe ze względu na wielkość i wagę urządzeń.
– Bez przesady, Malwino! – obruszył się Jędrzej. – Przecież codziennie wysyłacie setki listów. Nie możecie wysyłać małych urządzeń?
– Wysyłamy papierowe przesyłki o wadze do 350 gramów, które mieszczą się w standardowej kopercie. W tym przypadku, jak przypuszczam, musielibyśmy nadawać paczki. Oznacza to zmianę procesu wysyłki oraz zatrudnienie dodatkowych osób, co z kolei pociąga dodatkowe koszty operacyjne, których – z oczywistych względów – nie mamy zabudżetowanych. A swoją drogą, jak wybieramy kierowców, do których mają trafić te urządzenia?
– Brałam udział w poprzedniej dyskusji na temat wprowadzenia safeQ i już wówczas wyraziłam swoje wątpliwości – zauważyła Ziomecka. – Nie chodziło mi nawet o sam proces logistyczny, ale o ryzyko, które podejmujemy. Urządzenia mieliśmy wprowadzić w ramach testów, a nawet nie opracowaliśmy przebiegu tych testów. Do tego dochodzą kwestie prawne.
– Zgadza się – stwierdził Konrad Zaworski, prawnik Umbrelli. – Również nie wiedziałem, że ostateczna decyzja została już podjęta, myślałem, że skoro nie poruszaliśmy tego tematu na innych spotkaniach, to na razie sprawa ucichła. Przede wszystkim kwestie RODO – musimy mieć pozwolenie kierowców na zbieranie od nich danych, to nie jest taka łatwa sprawa. Po za tym, co zrobimy w sytuacji przestępstwa, gdy policja zgłosi się po dane z samochodu? Czy my je możemy udostępnić?
W sali nastąpiło poruszenie.
– A to ciekawe, że nic nie wiecie – zwrócił uwagę szef marketingu i PR Ziemowit Potocki. – Przecież dwa tygodnie temu opublikowaliśmy w <a href=>mediach społecznościowych informacje, że Umbrella w ramach swojego akceleratora wypuści na rynek innowacyjne urządzenia! Tą informacją podzielił się również start‑up SQuality. Nie wyobrażam sobie, że teraz nastąpią jakieś duże opóźnienia! Jak to wpłynie na nasz wizerunek?
– Szczerze mówiąc, to zastanawiam się, czy w ogóle nie wycofać się z tego pomysłu! – stwierdził poirytowany prezes. – Doszło do zupełnego chaosu, połowa działów nie wiedziała, że dziś w firmie mają pojawić się urządzenia, nie mamy planu działania, a z tego, co widzę, koszty mogą się podwoić.
– Zdecydowanie – stwierdziła szefowa działu finansów Marlena Kondracka. – Co prawda, umiejętne wycenianie ubezpieczeń może wpłynąć korzystnie na wyniki finansowe, ale inwestycje związane z wdrożeniem odpowiednich procesów mogą być dużym obciążeniem dla budżetu w tym roku. I oczywiście nie wiemy, jakiego rzędu mogą być to koszty.
– Nie możemy się wycofać! – stwierdził Jędrzej. – Przecież urządzenia już są na miejscu, podpisaliśmy umowę ze start‑upem, który zresztą zadłużył się, aby je wyprodukować. Na pracę nad nim poszło też sześć miesięcy wynagrodzeń i działania naszego akceleratora. Zainwestowaliśmy tak dużo, że teraz nie możemy się wycofywać z powodu dodatkowych kosztów na ostatnim odcinku.
– Możemy zdecydować się na mniejsze zło – stwierdził szef zarządzania ryzykiem Mateusz Konopacki. – Zapłacimy 100 tysięcy za same urządzenia, ale na razie nie będziemy ich wprowadzać, dopóki nie opracujemy systemu. Zamieciemy trochę sprawę pod dywan, ale dzięki temu nie stracimy kolejnych 300–400 tysięcy.
– Zabijemy w ten sposób SQuality. Podpisali umowę z nami, więc nie mogą wprowadzić produktu gdzie indziej. Będą sfrustrowani, bo stracili pół roku na pracę nad projektem, który nigdy nie zostanie wdrożony! – powiedział zdenerwowany Tratorski.
– Bardzo stracimy na tym wizerunkowo. Informacja może szybko rozprzestrzenić się nie tylko w świecie start‑upów, ale również wśród <a href=>potencjalnych kandydatów do pracy. Będziemy postrzegani jako moloch, który zabija innowacyjne pomysły. Nikt nam ponownie nie zaufa – powiedział szef marketingu.
Prezes wstał, sprawiając, że w całej sali nastała cisza. Podszedł do okna, zastanawiając się, jak wyjść z tej trudnej sytuacji. Mógł się wycofać z pomysłu, ryzykując utratę wizerunku firmy, za to oszczędzając czas i pieniądze, albo szybko przejść do wdrożenia testów pomimo ryzyka ich niepowodzenia i wysokich kosztów.
Przeczytaj komentarze polskich ekspertów »
Andrzej Skasko: Aby projekt mógł się udać, potrzebne jest zaangażowanie całej organizacji
Strategia | Studium przypadku, Przełomowa innowacja Andrzej Skasko PLNie tak dawno temu miałem przyjemność wdrażać rozwiązanie PZU GO. Założenia tego projektu są bardzo podobne do tych oferowanych przez urządzenie safeQ.

Konrad Fulawka: Nie można myśleć krótkoterminowo
Studium przypadku, Komunikacja Konrad Fulawka PLW firmie Umbrella nie zadziałała w sposób odpowiedni komunikacja. Nikt w organizacji nie wziął odpowiedzialności za chaos, do którego doszło.
