Adam Małysz jako skoczek narciarski był czterokrotnym medalistą olimpijskim, czterokrotnym indywidualnym mistrzem świata, czterokrotnym zdobywcą Pucharu Świata i zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni, w którym jako pierwszy w historii przekroczył barierę 1000 pkt. Niemal piętnaście lat po pierwszym triumfie w Pucharze Świata zdobywał medale na Igrzyskach Olimpijskich w Kanadzie. Obecnie startuje w rajdach samochodowych.
Po pierwszych sukcesach sportowych w 1996 roku przyszedł kilkuletni kryzys formy. Chciał pan nawet zakończyć karierę. Co pana przekonało, by wytrwać i nie rezygnować ze skoków narciarskich?
Nie chciałem się poddawać, ale założyłem rodzinę i musiałem utrzymać żonę i córkę. Tymczasem nie dostawałem już wtedy stypendium sportowego. Nie było sponsorów, którzy mogliby finansować moje treningi, a ja potrzebowałem pieniędzy. Znalazłem się w dość trudnej sytuacji i zastanawiałem się, co dalej począć z moim życiem. Rozważałem nawet powrót do wyuczonego zawodu blacharza dekarza. Na szczęście, rodzina wybiła mi z głowy ten zamiar. Bliscy przekonali mnie, że mam talent, skoro potrafię wygrywać zawody Pucharu Świata. Mieszkaliśmy wtedy z żoną u teściów, którzy pomagali nam finansowo, i wspólnie postanowiliśmy, że będę kontynuował karierę. Zacisnąłem zęby, zacząłem jeszcze mocniej trenować, schudłem wiele kilogramów. I powoli coś zaczęło się zmieniać na lepsze. Momenty kryzysowe, podczas których wiele osób poddaje się, trzeba umieć przetrwać.
Błysk, charakteryzujący najlepszych skoczków, pojawił się w 2001 roku i od tego momentu był pan w czołówce skoczków narciarskich. Jakie rady ma pan dla kogoś, kto chciałby długo utrzymywać się na szczycie w jakiejś dyscyplinie?
Na pewno ważna jest motywacja – należy wyznaczać sobie za każdym razem cele i przynajmniej starać się je osiągać. Nie rozpamiętywałem więc nigdy przeszłości, tylko wciąż na nowo myślałem o wyzwaniach i realizowałem kolejne zadania, które sobie założyłem. Nawet gdy osiągnąłem już bardzo wiele, to po sezonie odpoczywałem miesiąc, a potem zabierałem się znów do pracy. W kolejnym sezonie też nie myślałem o tym, że jestem mistrzem świata albo medalistą olimpijskim, tylko o tym, co jest przede mną.
Innymi kluczowymi czynnikami są ciężka praca i doświadczenie. Chcąc osiągnąć wyżyny nie tylko w sporcie, ale także w innych dziedzinach życia, trzeba się poświęcić temu, co się robi. Często poświęcenie jest tak duże, że wiele osób nie potrafi tego wytrzymać.
Dzieje się tak w szczególności, kiedy działamy pod presją, gdy wiele czynników rozprasza uwagę. Jak zachować spokój ducha i równowagę w kluczowych momentach?
Stres zawsze towarzyszył mojej karierze, ale w końcu nauczyłem się nad nim panować. Co więcej, uważam, że jest on potrzebny i pomaga w życiu coś osiągnąć, bo dążeniu do sukcesu zwykle towarzyszy wielka presja. Nie da się jej uniknąć. Trzeba znaleźć metodę na radzenie sobie z nią. Wśród skoczków narciarskich są tacy, którzy mocno koncentrują się przed skokiem, inni zaś sprawiają wrażenie wyluzowanych i wesołych. Myślę jednak, że ci, którzy żartują, uśmiechają się do kamery, udają – to jest gra, której celem jest odwrócenie uwagi od stresu.
W opanowaniu stresu może pomóc też specjalista. W 1998 roku zacząłem współpracować z psychologiem Janem Blecharzem. Nauczył mnie metod oddechowych i ćwiczeń, które rozładowują stres. Później już sam potrafiłem sobie radzić ze stresem i dodawał mi on skrzydeł w konkursach. Gdy występowałem przed polską publicznością w Zakopanem, spiker zapowiadał: „Kto dziś wygra? Adam Małysz!”. Czułem się zobowiązany, słysząc kibiców wymagających ode mnie sukcesu. Coś takiego niejednego zawodnika mogłoby rozbić, a mi z reguły pomagało.