Twój najlepszy menedżer właśnie stracił nad sobą panowanie i publicznie upokorzył koleżankę. Co teraz?
Czyż życie nie byłoby łatwiejsze, gdyby ludzie byli doskonali? Czy prowadzenie interesów nie byłoby prostsze, gdyby presja na poprawę bieżących wyników szła w parze z celami strategicznymi? Z drugiej strony, o ileż nudniejsze byłoby życie menedżera! Niestety, nacisk na osiąganie często sprzecznych ze sobą celów może spowodować poważne spięcia między pracownikami. Zadaniem kierownictwa nie jest całkowite wyeliminowanie tych konfliktów, ponieważ to niemożliwe, ale ich umiejętne łagodzenie. Nie dotyczy to wyłącznie relacji międzyludzkich, ale przede wszystkich przyczyn, które tkwią u źródła konfliktów (np. sprzecznych celów).
Karolina Borek, dyrektor Działu Innowacji i Zarządzania Wiedzą:
To było najbardziej upokarzające zdarzenie w moim życiu. Wiedziałam, że różnimy się w poglądach z Wojtkiem Pacławskim, ale nigdy nie przypuszczałam, że mógłby zaatakować mnie w taki sposób. Poczułam się osobiście bardzo urażona, wręcz obnażona i poniżona. Nawet dzisiaj, dwa dni po tym incydencie, nie potrafię opanować wzburzenia. Trudno mi się skupić na pracy.
I pomyśleć, że wtorkowy poranek zaczął się tak dobrze. Piotr Drążkiewicz, świetny konsultant w dziedzinie zarządzania wiedzą, przyjechał z Warszawy, żeby omówić ze mną sytuację w firmie. Spotkanie było bardzo udane. Piotr podsunął mi wiele niekonwencjonalnych pomysłów i postanowiliśmy kontynuować rozmowę podczas lunchu. Weszliśmy do zakładowego bufetu, kiedy nagle, nie wiadomo czemu, ktoś zaczął wrzeszczeć. Początkowo nie miałam pojęcia, co się dzieje. Potem zdałam sobie sprawę, że to Wojtek Pacławski. Siedział przy stoliku koło drzwi, niedaleko miejsca, gdzie przystanęłam, i… wydzierał się na mnie! Byłam tak zaskoczona, że nie mogłam wydusić słowa. Stałam, a on wciąż krzyczał, że się na niczym nie znam i niszczę firmę. Był to bardzo osobisty atak. Później wstał, rzucił tacą z jedzeniem o ścianę i wybiegł, mijając mnie o włos. Byłam przerażona. Myślałam, że coś mi zrobi.
Nie muszę dodawać, że po tym wszystkim straciłam apetyt. Piotr uprzejmie odprowadził mnie do biura. Resztę dnia pamiętam jak przez mgłę. Jakiś czas po wyjeździe Piotra przyszedł do mojego pokoju dyrektor personalny Sebastian Majchrzak i długo ze mną rozmawiał. Potem prezes Walkowiak zadzwonił do mnie z Hamburga, gdzie brał udział w jakiejś konferencji. Ale prawdę mówiąc, niewiele pamiętam z tych dwóch rozmów. W każdym razie nie ulegało wątpliwości, że obaj byli absolutnie oburzeni wybuchem Pacławskiego.
Kiedy Karolina weszła do bufetu w towarzystwie swojego kolejnego kosztownego konsultanta i spojrzała na mnie z tym zarozumiałym uśmieszkiem, straciłem nad sobą panowanie.
Kiedy pół roku temu zaczęłam tu pracę, zdawałam sobie sprawę, że będzie ciężko. MATROKS Pęcin jest konserwatywną firmą produkcyjną, o tradycyjnych metodach działania. Tak naprawdę, tutejsi pracownicy nie rozumieją jeszcze, że dziś działamy w warunkach nowej ekonomii, a wiedza, jaką dysponuje firma, jest jej największym konkurencyjnym atutem. W MATROKSIE każdy okopuje się na swoim terytorium, nie ma żadnej zespołowej współpracy między działami, a pracownicy niczym się między sobą nie dzielą. Prezes Walkowiak powiedział mi, żebym zmieniła taki układ i to właśnie usiłowałam zrobić. W poniedziałek, dzień przed spięciem z Pacławskim, szef zatwierdził moją propozycję utworzenia nowego zespołu: Specjalnej Grupy ds. Zarządzania Wiedzą. Mieli w niej uczestniczyć najlepsi i najbardziej błyskotliwi ludzie z każdego działu, co dałoby przykład pozostałym pracownikom. Pewnie to właśnie zdenerwowało Wojtka. Musiał potraktować mój pomysł jak naruszenie własnego terytorium: Dochodzę do wniosku, że w świecie biznesu są dwa rodzaje ludzi: konstruktywni i destrukcyjni. Ci drudzy nawet mogą przez pewien czas odnosić sukcesy, jeżeli są bystrzy, kompetentni i energiczni. Ale w końcu przynoszą firmie znacznie więcej szkody niż pożytku. Od początku wiedziałam, że Wojtek Pacławski jest osobą destrukcyjną, a teraz jestem tego pewna. Może w przeszłości był kimś znaczącym dla firmy, ale z pewnością nie odegra pozytywnej roli w przyszłości. Nie sądzę, żeby prezes miał teraz jakikolwiek inny wybór, niż pozwolić mu odejść. W każdym razie ja nie będę mogła zostać, jeżeli i on nadal będzie pracował w MATROKSIE.
Uwolnij moc innowacji w swojej firmie»
Wojciech Pacławski, dyrektor Działu Usług i Serwisu:
Nawet nie próbuję się usprawiedliwiać. To, co zrobiłem, było niedopuszczalne. Ale musicie zrozumieć, że byłem pod potworną presją. Minęły pierwsze dwa tygodnie czwartego kwartału, firma nie osiągała planowanych przychodów ani zysków. Oczywiście wszyscy oczekiwali od mojego działu, że nadrobi te zaległości. Wciąż jeszcze mówi się o MATROKSIE jako o firmie produkcyjnej, ale my nie zarabiamy już na sprzedawaniu maszyn. Cały nasz zysk i większa część rozwoju to efekt kontraktów na obsługę i sprzedaż części zamiennych. Dzieje się tak właśnie dzięki mnie i moim ludziom.
Trzy lata temu, kiedy zostałem dyrektorem działu usług, serwis w naszej firmie niemalże nie istniał. Pomyślano o tym dopiero znacznie później. Zbudowałem cały dział od nowa. Unowocześniłem wszystkie procesy, zatrudniłem oraz wyszkoliłem pierwszorzędnych handlowców, skutecznie rozszerzyłem naszą działalność na całą Polskę i Niemcy. W tym roku dział serwisu przyniesie połowę przychodów firmy i będzie to praktycznie cały jej zysk. Co tu dużo mówić: MATROKS Pęcin to jest właśnie dział serwisu!
Na początku kwartału Krzysztof Walkowiak wezwał mnie do siebie i postawił sprawę jasno. Po pierwsze, muszę przekroczyć moje plany przychodów. Po drugie, wprowadzono zakaz przyjmowania nowych pracowników. I po trzecie, kierownictwo zmniejszyło mój budżet na marketing o dwieście tysięcy. Jak zwykle przykręcono mi śrubę, ale nie protestowałem. Powiedziałem tylko: „Dobrze, dam sobie radę”.
W pierwszej kolejności musiałem zmobilizować ludzi. Wskoczyłem więc do samochodu i objechałem Polskę, od Gdańska po Katowice i od Rzeszowa po Szczecin. Potem jeszcze odwiedziłem nasze niemieckie oddziały w Hamburgu oraz w Düsseldorfie. Gdy wróciłem do domu, nie zdążyłem nawet przywitać się z rodziną, bo zadzwonili pracownicy z Poznania. Duży klient nie mógł się zdecydować na podpisanie kontraktu i potrzebowali mojej pomocy, aby sfinalizować transakcję. Pojechałem więc do Poznania. A wówczas moja żona, histeryzując, zadzwoniła do mnie z informacją, że nasz syn Maciek miał wypadek samochodowy. Nikomu nic się nie stało, ale mój nowy passat nadawał się do kasacji. A Maćka aresztowali za jazdę po alkoholu. Koszmar! Kiedy w końcu wróciłem w poniedziałek po południu do domu, musiałem się tym zająć. Jestem ostatnią osobą, która usprawiedliwiałaby swoje zachowanie w pracy, powołując się na sprawy osobiste, ale taki stres może wykończyć każdego. Jestem tylko człowiekiem!
No i kropla, która przepełniła czarę: przychodzę we wtorek rano do biura i co widzę? Mail od Karoliny Borek. Tej przemądrzałej baby, którą Krzysztof sprowadził do nas pół roku temu, żeby pokierowała „zarządzaniem innowacją i wiedzą”, cokolwiek to znaczy. A w liście tym czytam, że Karolina organizuje coś, co nazwała Specjalną Grupą ds. Zarządzania Wiedzą. Co więcej, chce, aby każdy szef działu wyznaczył do tej grupy dwóch swoich „najbardziej utalentowanych, najbliższych pomocników” – to jest dokładny cytat. I że powinno się ich zwolnić z takiej części obowiązków operacyjnych, żeby mogli przynajmniej połowę czasu pracy poświęcić na działalność w SGZW. Omal nie wyrzuciłem komputera przez okno. Mnie przykręcają śrubę, żeby podnieść wyniki finansowe firmy, a następnie narzucają jakieś absurdalne zobowiązania!
Kiedy Karolina weszła do bufetu w towarzystwie swojego kolejnego kosztownego konsultanta i spojrzała na mnie z tym zarozumiałym uśmieszkiem, straciłem nad sobą panowanie. Przecież ona nic nie wie o tym biznesie. Jej pracą jest marnowanie biurowej powierzchni. Karolina to Alicja w Krainie Czarów. Naprawdę nie wiem, po co Krzysztof w ogóle ją zatrudnił. To jakaś fatalna pomyłka. OK, przepraszam za mój wybuch. To było naprawdę głupie i nieuzasadnione. Ale dźwigam na grzbiecie odpowiedzialność za całą firmę, a to chyba ma jakieś znaczenie?
Sebastian Majchrzak, dyrektor ds. personalnych:
W naszej firmie obowiązuje system wartości, które tworzyliśmy przez długi czas, a ja traktuję je bardzo poważnie. Jedną z nich jest szacunek. Cenimy wyjątkowe uzdolnienia naszych współpracowników, zawsze traktujemy ich z szacunkiem i należnymi względami. Wbrew opiniom krążącym na temat Karoliny, uważam, że wniosła tu powiew świeżego powietrza. Jedno jest jasne jak słońce: Wojtek zachował się w sposób sprzeczny z wartościami naszej firmy. Krzyczenie na koleżankę w publicznym miejscu oraz gwałtowne i agresywne zachowanie to przekroczenie wszelkich dopuszczalnych granic w miejscu pracy. Jeżeli Wojtkowi ujdzie to płazem, podważy to nasze wartości. Kto będzie je poważnie traktować, jeżeli skończy się to dla niego tylko lekkim skarceniem?
Prawdę mówiąc, Wojtek nigdy nie uznawał kultury obowiązującej w tej firmie. Nie było go tutaj, kiedy opracowywaliśmy naszą misję i wartości. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że traktował cały ten proces z pewną pogardą i obrzydzeniem. Oczywiście, jest to dla niego typowe. Kieruje Działem Usług i Serwisu, jakby to było jego księstwo, jakiś odrębny rejon odseparowany od reszty firmy. Nieustannie lekceważy i obraża innych menedżerów, zwłaszcza tych, którzy pełnią funkcje sztabowe, jak ja. Nawet nie odpowiedział na moje telefony w sprawie tego incydentu. Po prostu nie jest graczem zespołowym. A jak prezes Walkowiak wielokrotnie powtarzał, każdy w tej firmie działa w zespole. Wiem, że Wojtek osiąga dobre wyniki, ale nie tylko one się liczą. Jeżeli się nad tym zastanowić, to można dojść do wniosku, że Wojtek jest dinozaurem. I nawet jeżeli zastosuje się wobec niego zasadę domniemania niewinności, nie zdziwiłoby mnie, gdyby jedną z przyczyn jego ataku na Karolinę było to, że jest ona kobietą. Wydaje mi się, że Wojtek czuje się zagrożony. To typ macho, który nie rozumie, że czasy się zmieniły.
Ewa Ryszka, grafik komputerowy:
Jadłam w bufecie sałatkę, kiedy wszedł Wojtek Pacławski i usiadł przy moim stoliku. Wszyscy go lubimy. Jest szorstki i łatwo się unosi, ale poza tym to wspaniały człowiek. Przecież żadnemu innemu szefowi w tej firmie nie przyszłoby do głowy, żeby usiąść i zjeść ze mną lunch: jestem tylko anonimową myszką, która komputerowo obrabia slajdy. Wojtek natomiast doskonale pamięta, jak się nazywam, i zawsze pyta, co u mnie słychać.
We wtorek od razu widziałam, że ma fatalny humor. Powiedzieliśmy sobie „cześć”, a potem po prostu w milczeniu jedliśmy lunch. Przerzucałam strony jakiegoś magazynu, pogrążona we własnych myślach. I nagle rozpętało się piekło. Usłyszałam, jak Wojtek mówi dość głośno: „Kpisz sobie ze mnie, co?”. Podniosłam wzrok i w pierwszej chwili pomyślałam, że krzyczy na mnie. Twarz miał zaczerwienioną, coś się w nim gotowało. Zaczęłam się zastanawiać, co ja takiego zrobiłam. I wtedy zauważyłam, że Wojtek nie krzyczy na mnie, tylko na tę nową babkę od zarządzania wiedzą czy coś w tym stylu. Ona chyba nazywa się Borek. Kiedy zaczęła pracować w MATROKSIE, rozesłano do nas memo na jej temat.
Ale wstyd! Wojtek Pacławski to bez wątpienia mój najlepszy menedżer. Zna ten biznes od podszewki, pracuje bez wytchnienia i sprawia, że jego ludzie dokonują cudów.
W każdym razie ta Borek była z jakimś facetem w takich modnych, małych okularkach. Nigdy przedtem go tu nie widziałam. Przystanęła i po prostu spiorunowała Wojtka wzrokiem. „Przepraszam” – spytała – „Mówisz do mnie?”. Była zaszokowana.
A Wojtek krzyczał: „Ta grupa zarządzania wiedzą to najbardziej kretyński wymysł, z jakim się spotkałem. Boże, ale totalna bzdura! Czy ty w ogóle wiesz coś o tym, co my tu robimy? Czy chociaż raz popatrzyłaś na liczby? Schrzanisz pracę mojego działu, i to teraz, gdy najmniej możemy sobie na to pozwolić. Wiesz co? Nie masz najmniejszego pojęcia o tej firmie!”. Potem wstał i praktycznie cisnął swoją tacę z jedzeniem do kosza na śmieci. Kubeł się przewrócił, a jego zawartość wysypała na podłogę. Wojtek wybiegł, a Borek stała, jakby ją zamurowało. Chyba nie wierzyła własnym uszom. To było niesłychane, ludzie wciąż o tym mówią. Wszyscy się zastanawiają, co zrobi prezes.
Czyż życie nie byłoby łatwiejsze, gdyby ludzie byli doskonali?
TweetnijKrzysztof Walkowiak, prezes zarządu:
– Ale wstyd! Wojtek Pacławski to bez wątpienia mój najlepszy menedżer. Zna ten biznes od podszewki, pracuje bez wytchnienia i sprawia, że jego ludzie dokonują cudów. Przynajmniej ci, którzy potrafią z nim wytrzymać. Firma rozpadłaby się bez niego w kilka minut. Obaj o tym wiemy.
Ale żeby wrzeszczeć w bufecie na koleżankę? Rzucać tacą? To już za wiele. Zachowanie Wojtka przekracza wszelkie granice. Jak na ironię, notatka Karoliny rozgniewała mnie w takim samym stopniu co i Wojtka. Nie wyraziłem przecież zgody na utworzenie tej grupy. Powiedziałem tylko, że pomysł wygląda obiecująco, ale chyba trochę przesadziłem. Teraz ludzie nie powinni być odciągani od bieżącej pracy. Jestem w kropce. Jeżeli poproszę Karolinę, żeby przełożyła swoją inicjatywę o kilka miesięcy, zostanie to odebrane jak sankcjonowanie postępowania Wojtka. A tego w żadnym razie nie mogę zrobić. Karolina nie przełknęłaby tego.
Ściągnąłem ją, bo jestem przekonany, że firmie potrzeba świeżych pomysłów. Nadal tak uważam. Nasze wyroby są w tej chwili towarem masowym. Musimy obniżać koszty produkcji, żeby uniknąć strat. Dział Usług i Serwisu zarabia dla nas wszystkie pieniądze, ale z czasem i to się skończy, niezależnie od tego, jak dobrym menedżerem jest Wojtek. Mamy tu świetnych pracowników, ale nie wychwytujemy ich pomysłów. Potrzeba nam nowych wyrobów, nowych usług, nowych strategii. Mam pewne wątpliwości co do Karoliny – nie jestem pewny, czy w pełni potrafi zrozumieć realia naszej branży. Ale nie mam żadnych wątpliwości, co do potrzeby wykorzystywania wiedzy i pomysłów naszych ludzi.
Nie wiem, jak mam się zachować. Czuję, że sam częściowo ponoszę za to winę. Zawsze bezlitośnie naciskałem na Wojtka. Wydawało się, że pod presją rozkwita: im więcej przydzielam mu pracy, tym więcej jej chce. Ale może poszedłem za daleko? Każdy ma jakieś granice wytrzymałości.
W jaki sposób prezes powinien zareagować na agresywne zachowanie swojego najlepszego menedżera? • W dalszej części trzech ekspertów przedstawia swoje rady i opinie na ten temat.